Kiedy ją obejmowałem sam zesztywniałem, sam byłem w szoku, co ona może ze mną zrobić. Aż w końcu tak po prostu musnęła me usta a ja odwzajemniłem pocałunek. To było jak pierwszy pocałunek nie pewność a zarazem mega potęga, to była duma nadzieja i nowe zbawienie, to było moja własna odmiana narkotyku. Moje przeznaczenie, i nagle do mnie dotarło. Oderwaliśmy się od siebie bym rzekł do niej.
-Kocham Cię Lauro Marano. Nigdy się to nie zmieni, ale
myślę że pora pozwolić Ci odejść.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Każdy powinien iść w swoją stronę
-Chcesz mnie od siebie odrzucić?
-Nie Lauro, chce byś miała takie życie jakie zapragnęłaś.
A ja nie istnieje. Obiecuję że będzie tak jakbyśmy nigdy nie byli razem.
-A jeśli ja coś poczuje?, jeśli się w Tobie zakocham?
-A wierzysz w to?....