Perspektywa Rossa
Spojrzałem na nią, a potem wyłączyłem silnik samochodu i
zostawiłem kluczyki w samochodzie. Wyszedłem na świeże powietrze, wiedząc że
zaraz do mnie wyjdzie, obszedłem samochód i otworzyłem jej drzwi.
-Wow, Ross * odparła po raz drugi wychodząc z samochodu.
* Czy my?
-nie ,nigdy nie byliśmy w tym miejscu razem. Postanowiłem
przecież nie przypominać Ci o swojej osobie. * odparłem wyciągając do niej
dłoń. Poddała mi swoją dłoń, byśmy wspólnie przeszli ten kawałek drogi aż do
balustrady i spojrzeli na nasze miasto. Zobaczyłem w oczach Laury łzy
przeraziłem się jednak wiedziałem że po ty co przeszła to jednak było
konieczne.
-Tak bardzo Cię przepraszam Ross * odparła nagle patrząc
na mnie
-Za co mnie przepraszasz?
-Za to że nic nie pamiętam. Nic kompletnie to jest
straszne * odparła nagle mając więcej łez, otarłem jedną z jej policzka a ona
przerażona odsunęła się ode mnie.
-Nie musisz mnie przepraszać, lepiej zatańcz ze mną.
-Przecież tutaj nie ma muzyki..?
-A potrzebna jest naszej dwójce muzyka by wspólnie
zatańczyć? * Zapytałem i w tej samej chwili wyciągnąłem z kieszeni pilot do
mojego samochodowego sprzętu muzyka zagrała a my słyszeliśmy ją, mimo że jedne
drzwi były zamknięte.
-Z przyjemnością zatańczę Proszę Pana Panie Ross lynch *
odparła śmiejąc się odsunęliśmy się od siebie by złapać się za dłonie i zacząć
wspólny taniec.
( Coś takiego uwielbiam Pamiętniki wampirów )
Widziałem łzy w oczach Laury. Nie wiedziałem przez co,
czy przez to że ona nic nie pamięta czy przez to że chciała tak bardzo poznać
tajemnice swego serca. Kiedy ją obejmowałem sam zesztywniałem, sam byłem w
szoku, co ona może ze mną zrobić. Aż w końcu tak po prostu musnęła me usta a ja
odwzajemniłem pocałunek. To było jak pierwszy pocałunek nie pewność a zarazem
mega potęga, to była duma nadzieja i nowe zbawienie, to było moja własna
odmiana narkotyku. Moje przeznaczenie, i nagle do mnie dotarło. Oderwaliśmy się
od siebie bym rzekł do niej.
-Kocham Cię Lauro Marano. Nigdy się to nie zmieni, ale
myślę że pora pozwolić Ci odejść.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Każdy powinien iść w swoją stronę.
-Chcesz mnie od siebie odrzucić?
-Nie Lauro, chce byś miała takie życie jakie zapragnęłaś.
A ja nie istnieje w nim * zobaczyłem kolejne łzy w jej oczach. Uśmiechnąłem
się. * Obiecuję że będzie tak jakbyśmy nigdy nie byli razem.
-A jeśli ja coś poczuje?, jeśli się w Tobie zakocham?
-A wierzysz w to? * wiem jestem wstrętny, w momencie
kiedy ona mogła zdać sobie sprawę z uczuć do mnie ja ją odrzucam. Jednak nie
chciałem by cierpiała. Chciałem by była szczęśliwa i nie miejcie przeze mnie
pretensje proszę was. Ona zaczęła życie w którym ja nie istnieje. W którym mnie
nie ma.
Perspektywa Vanessy
Miesiąc, miesiąc później. Od balu, ani Laura ani Ross nie
powiedzieli co tak naprawdę się działo, wiedziałam tylko że Ross był za
spokojny, a Laura jak na osobę którą zdradził facet była zbyt wściekła niż
rozpatrzona. O co chodziło tej dwójce?. Nie mam pojęcia. Dla mnie okropna sytuacja bo nie potrafiłam jej pomóc.
A dziś jak na złość nie było nikogo w domu. Nikt nie mógł mi pomóc. A ja nagle
zaczęłam krwawić. Czy to możliwe bym krwawiła w ciąży?. Zaczęłam dzwonić do
wszystkich, ale nikt nie odbierał. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać. A sąsiadki
nie było. Zaczęłam płakać chodząc po mieszkaniu wylewając wielką warstwę krwi
na podłogę. W końcu mój tel zaczął dzwonić.
-Cześć malutka co jest?
-Ross mógłbyś przyjechać?
-Co się dzieje Van?
-Zaczęłam krwawić!
-Krwawić!! * krzyknął po czym usłyszałam jak trzaska drzwiami domu i rusza z piskiem opon. * Przecież nie możesz rodzić.
-No dzięki jasnowidzu, jedziesz?
-Tak tak za chwilę będę.
Nikt z naszej dwójki nie wiedział co może się stać w tym
dniu…..