Rozdział 67/70 ,,Witam, nazywam się Vanessa musze Pani powiedzieć coś ważnego, Laura miałam wypadek podczas rajdu jest w ciężkim stanie. '' By Vanessa Ivans

 


Perspektywa Vanessy




 

Chodziłam w tą i powrotem. Martwiłam się o Laurę która leżała tak spokojnie. Czy to możliwe że taki czeka ją koniec?. Wyciągnęłam tel by znów zadzwonić do jej rodziców. Strasznie się denerwowałam byłam gotowa, gotowa na rozmowę z nimi.



-Hallo? * Pani Marano odebrała poczułam ogromną panikę….



-Witam, nazywam się Vanessa musze Pani powiedzieć coś ważnego, Laura miałam wypadek podczas rajdu jest w ciężkim stanie.



-Co?, jak to?, przegrała?



-Co przegrała?. Proszę Pani jest w ciężkim stanie…!!!



-Proszę zadzwonić do jej ciotki żegnam * rozłączyła się a ja spojrzałam na moich kumpli. * Laura oprócz nas nie ma nikogo na świecie * odparłam.



-Co powiedziała jej mama ? * zapytała Rydel.




-Mam zadzwonić do jej ciotki.



-Jakiej ciotki? * zapytała tym razem Maia, spoglądając na Laurę.



-Nie wiem, nie powiedziała mi rozłączyła się



-Nie ma to jak mieć w dupie córkę * odparł Rick patrząc na mnie, musiałam opuścić głowę, jeszcze nic sobie nie wyjaśniliśmy, a ja czułam że nie tylko z Laurą jest gorzej. Moje serce również zostało zranione.


 

Nie wiem dokładnie ile minęło, ale siedzieliśmy na ławce i czekaliśmy na cud. Maia spała oparta o Ricka, a Rydel przytulała się do Ella kiedy ktoś zaczął biegnąć w naszą stronę. Może olalibyśmy sprawę gdyby nie to że ta osoba zatrzymała się i płacząc spoglądała na naszą Laurę. Byłam pierwszą osobą która się nią zainteresowała, wstałam i podeszłam do niej.



-Przepraszam….



-Tak? * odpowiedziała dziewczyna wyglądająca praktycznie tak samo jak Laurę. Taka wersja laury 10 lat później.



-Kim Pani jest? * zapytałam i dopiero teraz zorientowała się kobieta o co mi dokładnie chodzi.



-Nazywam się Jenna Mason. Jenna, Ella poinformowała mnie bym szybko przyleciała do szpitala bo z Laurę nie jest dobrze.



-Przepraszam, poinformowała Panią? * zapytała Rydel podchodząc do mnie.



-Tak, do jasnej cholery prowadzicie jakieś prywatne śledztwo czy coś? * odparła ta kobieta.



-Tak, Laura to nasza przyjaciółka, i zamiast Pani powinna być tutaj jej matka * Odparła Mia.



-Nie może przylecieć * odparła



-A mimo to Pani mogła? * Odparł Rick również podchodząc do nas



-Ależ duża z was grupa.



-Przeciwieństwie do Pani trzymamy się razem. * Odparła Raini, nie powiem chyba ją po lubię.



-Jaki mamy dowód na to że jest Pani jej ciotką? * odparł Rocky dlatego spojrzeliśmy na niego wszyscy zaskoczeni. Nie widzisz człowieku wyglądają identycznie.



-Myślę że nie musze pokazywać wam dowodu. Jestem matką chrzestną Laury i co za tym idzie również za nią odpowiadam.



-Jestem w jej życiu od 4 roku życia, a przez 14 lat nigdy Pani nie widziałam! * odparłam wkurzona * Jak dla mnie Pani nie żyje....



-Laura również * odparła patrząc w okno. Coś zaczęło piszczeć, lekarze wbiegli do niej a rolety zasunęli. My praktycznie wskoczyliśmy na okno by dowiedzieć się co się stało. Za bardzo nam nie pozwolili się przyglądać. Zastawili zasłony i walczyli. A my coraz bardziej rozpoczęliśmy panikę Panikę o naszą Laurę. Co się stanie jeśli umrze damy radę?. Aż w końcu minęło 3 godziny. Z Sali wyszedł lekarz i pielęgniarki. Lekarz spojrzał na nas a potem na tą jej ciotkę.



-Rozumiem że nie mam co liczyć na rozmowę tylko z Panią. * zapytał, a my wszyscy podeszliśmy do niego bliżej * Dobrze, więc jest źle. Laura…. Zapadła w śpiączkę….