Rozdział 71/80 ,,Tak bardzo źle że tu leżysz, tak bardzo źle że nie chcesz wgl walczyć. Wiem że nie powinienem tego mówić, ale zastanawiam się czy nie powiadomić Rossa o tym że jesteś ledwo żywa. Czy wtedy byś się nie ocknęła jak wtedy w szpitalu?. Czy to nie przez pocałunek nagle się obudziłaś. Czy to nie było to te, jedno jedyne….. '' By Rocky Max

 


Perspektywa Laury

 


To dziś to dzisiaj Ross Lynch wylatuję, i chociaż nie chce wiedzieć kiedy jak i gdzie, wiem wszystko. Wsiadam do samochodu a obok mnie siada znana mi od dawna osoba. Może nie od dawna ale tak czuję, ta pokręcona nie tylko na głowie dziewczyna, obróciłam mój świat do góry nogami już pierwszego dnia kiedy ją poznałam.



-Myślisz że pozwolę Cię jechać samej?



-Sadzisz że jadę akurat tam?



-Tak, wiem to, jak tylko dowiedziałaś się o której ma wylot pobiegłaś szybko się przebrać by nie widziała Cię Twoja współlokatorka po czym najnormalniej w świecie zamówiłaś taxi.



-Jesteś wstrętna wiesz.>?



-Gdzie jedziemy? * zapytał gościu z Taxi



-Na lotnisko Quni * odparłam brunetka zapinając pasy * Nie pozwolę Ci być sama, zwłaszcza teraz małpo * odparła łapiąc mnie za rękę, uścisnęłam ją, przede mną ciężka chwila a ja boje się jej strasznie. Fakt weszłam na lotnisko. Usłyszałam o jego locie i o tym by zbierali się na bramkach, zobaczyłam również ich wszystkich Vanesse tulącą Rossa jako pierwsza, płaczącą Maie z Rydel, Pomagającemu w bagażach Rockiego z Rickiem. No i Ella który coś mu tłumaczył. Patrzyłam na nich a na moich oczach pojawiły się pierwsze oznaki łez. * Idź tam, ja tu poczekam.



-Nie tak jest dobrze * odparłam patrząc na mojego blondyna po czym oparłam się o ścianę i zaczęłam mocno płakać. Usłyszałyśmy ostatnie wezwanie, spojrzałam raz jeszcze na niego jak znika, za ścianą, nawet nie zadzwonił nie napisał ese pożegnalnego nic. Będzie tak jakbyśmy się nie znali co Lynch..?. Dokładnie tak będzie. Ruszyłam przed siebie nie patrząc już za sobą. A Raini podążała za mną bojąc się że coś sobie zrobię. Wsiadłam do pierwszej lepszej taxi nie zdając sobie sprawy z tego że moi przyjaciele jeszcze są na lotnisku i patrząc na odlatujący samolot Rossa. Tak Rossie Lynch żegnaj.



-Gdzie jedziemy.? * zapytał kolejny kierowca Taxi. Brunetka spojrzała na mnie, a ja olewając jej minę i wszystko jak tylko mogę odparłam



-Najbliższy bar proszę



-Chcesz pić o 12…? * odparła zdziwiona, spojrzałam na nią po raz ostatni będąc trzeźwa, a ona wiedziała że nie ma co ze mną zaczynać….. Weszliśmy do baru, każdy spojrzał na nas, ale to nic mam to w dupie. Usiadłam przy barze a Raini przy mnie. 



-Zamierzasz pić o 12>? * zapytałam wiem powtarzam jej zdanie no ale…



-Tak, nie zostawia się przyjaciółki w potrzebie



-Dobra potrzeba, będzie obie pijane i dopiero będzie imprezka.



-Spokojnie damy radę, wiem że będę najgorsza wśród Twoich przyjaciół, ale Ci to pomoże zdecydowanie pomoże.



-Po proszę czysta 0,7.



-Jesteś dobrym graczem czy udajesz?



-Sama zobaczysz…..

 

 

Obecnie.......

 

Perspektywa Rockego

 


Siedziałem przy łóżku Laury nie mając pojęcia co powiedzieć. Jak zacząć. Złapałem ją za dłoń. Wiedziałem że tego nie czuje i nie ma pojęcia że ktoś jest w jej pokoju.



-Tak bardzo źle że tu leżysz, tak bardzo źle że nie chcesz wgl walczyć. Wiem że  nie powinienem tego mówić, ale zastanawiam się czy nie powiadomić Rossa o tym że jesteś ledwo żywa. Czy wtedy byś się nie ocknęła jak wtedy w szpitalu?. Czy to nie przez pocałunek nagle się obudziłaś. Czy to nie było to te, jedno jedyne….. * zacząłem się zastanawiać nie mając pojęcia jak to powiedzieć. * Ale zacznę inaczej. Słuchaj uważnie nie będę się powtarzać….



Ross wyjechał przez rodziców, to oni zdecydowali że nagle chcą mieć syna blisko. Cfele nie ludzie wiesz. On jednak nie chciał wyjechać, chciał być tutaj z Tobą bo się zakochał. Tak uważał Ciebie za jedną jedyną uważał że tylko z Tobą może być. Tak na zawsze, to oni zjebali sprawę i ty że zakończyłaś to. Jestem pewny że na odległość też byście dali radę. Vanessa przespała się z innym, z tego co powiem będąc pijana namówiłaś kolesia by przespał się z nią bo Cię wnerwia, czyli jakby nie patrzeć to przez Ciebie nie są razem. Rick no cóż dowiedział się nie wiem jak, ale zdecydował że nie chce znać Van i że chce trzymać między nimi dystans, nie są nawet przyjaciółmi. Wiesz.?. Są tylko znajomymi, na nic więcej nie zasłużyli. Rocky no cóż jak to ja, nadal kocham Maie, ale ona nie chce być ze mną odkąd coś czuje do Rossa. Ma ciągle nadzieje że wróci i będzie z nim,  a mnie boli, boli to że kocha się w moim przyjcielu. Naprawdę strasznie boli. A jedyni szczęśliwi, przynajmniej z miłości to Rydel i Ell. Tak oni są zakochani szalenie ciągle zachowują się jak te pary które są ze sobą kilka dni i jeszcze nie widzą między sobą różnic. Tak zdecydowanie. Czy nie powinienem zakończyć tego monologu skoro nie słuchasz>?

 

-Powinieneś powinieneś już dawno Rock * odparła Rydel stojąca przy drzwiach, przez moment sądziłem że to Lura ale to jednak ona.



-Urwałaś się z lekcji?, dość imponująco. Co na to Ell



-Zamknij się * odparła wchodząc do pokoju



-Lauro kochanie, kocham Cię będę jutro, teraz lecę na trening kosza, no chyba że Rick jako kapitan drużyny mnie w końcu wykopie * odparłem całując Laurę w czoło po czym pocałowałem Rydel również w czoło.



-Do zobaczenia młoda



-do zobaczenia misiek



-Przecież to nie do Ciebie Ryd.



-Ja Ci kurwa dam nie do mnie, dobra spadaj misiek, to damska rozmowa…. !!!

Rozdział 70/80 ,,Pożegnania, są takie ciężki zwłaszcza kiedy chodzi o bliską osobę. Jest to osoba bliska twego serca, nie tyle co rodzina, rodzic, dziadki, czy rodzeństwo to śmierć osoby która od zawsze istniała w twoim życiu a teraz pora się z nią pożegnać. Wszystkie wasze kłótnie, które kończyły się uściskiem bądź przysięgą poprawy. Wszystkie krzywdy jakie sobie zrobiliście, wszystkie radosne chwile, wszystko co sprawiało szeroki uśmiech na twarzy, płacz czy chichotanie przez co zostaliście wyrzuceni z klasy. '' By Maia Mitchell


Perspektywa Laury

 




-TROY TROY TROY !!! * Słyszałam, jednak byłam skupiona na tym że mam zaśpiewać piosenkę. Wzięłam mikrofon i rozpoczęłam.



Laura : Myślałam, że jesteś moją bajką, Snem na jawie, Życzeniem do gwiazdy,
Które się spełnia. Ale wszyscy inni dostrzegali, Że pomyliłam swoje uczucia z rzeczywistością
Kiedy jesteśmy razem


Byłam przekonana, że znam melodię, Którą ty śpiewałeś. A kiedy się uśmiechnąłeś, Zachęciłeś mnie, Bym z tobą zaśpiewała. Lecz później odszedłeś i zmieniłeś słowa Teraz moje serce jest puste Zostały mi tylko wspomnienia
I dawna piosenka

 

-Brawo brawo!!! * krzyknęła nauczycielka * chwila spokoju, kolejna próba za 30 minut. Odparła, a wszyscy wyszliśmy. Zostałam sam na sam z Rossem, nie bardzo chciałam z nim rozmawiać nie po tym co się stało. Nie po tym jak mamy sobie tyle wytłumaczyć.



-Widziałem że coś napisałaś



-No i co w związku z tym?



-Laura minął miesiąc a ty nadal nie chcesz ze mną gadać.



-Przyzwyczajam się do twojej nie obecność



-Nie bądź taka zabawna



-A jestem



-Laura



-Ok, napisałam piosenkę.



-Zaśpiewaj ją



-nie



-No zaśpiewaj, czuję że to to * odparł a ja zaczęła grać na pianinie.





Spoglądali na siebie śpiewając, zdecydowanie byli dla siebie stworzeni od zawsze, Jednak coś ich powstrzymało.



-Laura nie chce już udawać że nic do Ciebie nie czuje



-Przecież nie czujesz



-Przestań.



-Ross, to nie wyjdzie



-Daj mi szanse



-Po co ?



-Ja coś do Ciebie czuje i chce sprawdzić co to

-To nic



-Ja jednak sądzę że coś jest i wiem że ty też to czujesz * odparł dotykając mojego policzka.



-Ross ja * zaczęłam ale przerwał



-Kocham Cię Laura Marano * odparł a ja od razu uśmiechnęła się niego



-Ja też Cię kocham Rossie Lynch * Po czym musnął me usta.

 

Obecnie :



Perspektywa Mai

 


Pożegnania, są takie ciężki zwłaszcza kiedy chodzi o bliską osobę. Jest to osoba bliska twego serca, nie tyle co rodzina, rodzic, dziadki, czy rodzeństwo to śmierć osoby która od zawsze istniała w twoim życiu a teraz pora się z nią pożegnać. Wszystkie wasze kłótnie, które kończyły się uściskiem bądź przysięgą poprawy. Wszystkie krzywdy jakie sobie zrobiliście, wszystkie radosne chwile, wszystko co sprawiało szeroki uśmiech na twarzy, płacz czy chichotanie przez co zostaliście wyrzuceni z klasy. Tak to ja i Laura, a teraz siedząc koło praktycznie trupa nie potrafię sobie poradzić. Ona leży i co przychodzę jest w tej samej pozycji, nigdy jej nie zmienia. Jej serce walczy z maszyną chociaż powinno dawno unosić  się w górę i w dół w miarowym rytmie. Za to słyszę głuchą ciszę nie słychać jej głosu, jej śmiechu jej oddychania, tylko pip pip pip… Jakie to wnerwiające okropnie. I chociaż w ostatnim czasie musiałam dużo przejść by zrozumieć że Laura i Ross są sobie przeznaczeni to zrozumiałam za późno nie potrafiłam im pomóc by byli ze sobą nawet na odległość, nie potrafiłam nic wgl jej wytłumaczyć.

 

-Laura * odparłam siadając na krześle i łapiąc ją za dłoń * Tak bardzo cię kocham siostro. Nie wiem jak mogłam być taką suką. Tak wiesz to Ross Lynch i zakochałam się bez opamiętania, ale dlaczego nie mogłam pojąć że miłość od pierwszego wejrzenia istnieje i że jesteście sobie pisani, jak mogłam nie rozumieć tego że jego serce należy do Ciebie, tak jak twojego do jego?. Dlaczego Ci nie pomogłam byście byli razem?, dlaczego stwierdziłam że lepiej będzie patrzeć jak cierpisz kiedy on wyjechał?. Dlaczego nie pomogłam Ci kiedy poznałaś tą cała Raini?. Dlaczego nie było mnie w Twoich trudnych chwilach, jestem beznadziejną przyjaciółką, najgorszą jaką los widział najgorszą. Zdecydowanie….Chciała bym byś się obudziła dała mi nauczkę powiedziała że wszystko będzie w porządku i mnie mocno do siebie przytuliła wiesz tego chciała bym najbardziej na świecie. A nie codzienne przychodzenie do Ciebie z nadzieją że się obudzisz. Wiesz że jesteś trupem?, wiesz to doskonale i gdybyś żyła, pierwsze co nakrzyczałabyś na nas za to że jeszcze nie odłączyliśmy Cię od maszyny tak jestem tego pewna….

Rozdział 69/70 ,,-Laura, jestem idiotką wiesz i wiem że powiedziała byś mi to gdybyś teraz była wśród nas. Nie wiem jak mam żyć, jak mam się zachowywać jak mam przebywać z nim w jednym pomieszczaniu. Jak mamy być tylko znajomymi przecież ja go kocham on jest moim życiem i doskonale o tym wie, doskonale wie że nie da rady długo być beze mnie, bo ja nie dam nie dam rady. Boże jakbym chciała żebyś tutaj była skopała mi tyłek i powiedziała że ten Zing serio istnieje wiesz?. Teraz było by mi to cholernie potrzebne…. '' By Vanessa Cullen

 


Perspektywa Laury

 


Przechodziłam właśnie korytarzem, widziałam jak, czułam jak mężczyźni rozbierają mnie wzrokiem, prychłam olewając ich jak zwykle. Szłam do jednego jednego kolesia który tradycyjnie spędzał długą przerwę na hali by porzucać do kosza. Oparłam się o drzwi i spoglądałam jak rzuca do kosza. Czy to na scenie, czy to na basenie, czy to w garniturze, czy jako łobuz, czy jako grzeczny chłopiec…. Zawsze taki hmy…….



-Co tutaj robisz… ?* zapytał mnie obiecany od dawna chłopak, tak byliśmy para, nie wiem jakim cudem ale byliśmy nią.



-Ależ brzydko mnie witasz, mój chłopaku * odparłam podchodząc do niego nie co bliżej.


-Nie jestem z tych grzecznych



-Grzecznych, łobuz, dupek, przystojniak




-Ty to przyszłaś mnie chwalić czy obrażać.?



-A jak uważasz? * zapytałam zabierając mu piłkę i rzucając do kosza, oczywiście trafiłam przez co blondyn się zaśmiał.



-Rzucasz lepiej niż połowa moich zawodników.



-może powinnam być w drużynie? * odparłam kiedy znalazł się za mną by specjalnie mnie macać.



-Oj nie, wtedy wgl nie mógłbym się skupić na grze  * odparł, a ja czułam no kurwa czułam jak jego usta zbliżają się niebezpiecznie do mojej szyj.



-To chyba dobrze nie uważasz? * odparłam, wtedy on pojawił się za mną. Dotykał moich dłoni i dźwignął je w górę byśmy razem rzucili do kosza.  Obrócił mnie w swoją stronę po czym namiętnie pocałował a ja odwzajemniła pocałunek no przecież przez to przyszłam do niego….. Ale on jak to on Ross Lynch zepsuł namiętny pocałunek przerywając.



-Co to było z tym Maxem na lekcji?, podrywałaś go? * odparł patrząc w moje oczy, zaśmiała się ja i podrywała on jest zbyt głupi.



-To mnie chłopcy podrywają a nie ja ich * odparłam jakby do jego ust a nie do niego odsunęłam się delikatnie ale złapał mnie w tali bym była blisko niego.



-Nie lubię jak się oddalasz



-Nie lubię jak mnie posądzasz


-Jestem po prostu




-Zazdrosny Rossie Lynch zazdrosny o mnie..?





-Laura Marano, jesteś najseksowniejsza laską w szkole, powiedz mi jak mam nie być zazdrosny o Ciebie.



-Zabawne * odparłam uciekając od pocałunku od niego * na tobie wieszają się laski a ja nie jestem zazdrosna



-Oj jesteś i to bardzo



-Jaja sobie robisz



-Nie robię jesteś okropnie o mnie zazdrosna



-Wale nie * odparłam uciekając z jego mocnego uchwytu i porywając piłkę zaczęłam ją kozłować, prawda jest taka że jestem cholernie zazdrosna o tego cfela ale przecież mu się nie przyznam. Miałam rzucać już do kosza kiedy złapał mnie na nowo w tali po czym okręcił się ze mną kilka razy aż w końcu złożył namiętny pocałunek na moich ustach. Odwzajemniłam oczywiście zadowolona że nasza kłótnia właśnie się zakończyła.



-oho o to zakochańce * odparła Vanessa wchodząc do Sali wtulona z Rickiem. Spojrzeliśmy na nich po czym zaczęliśmy się chichrać. Wiedzieliśmy oboje z Rossem że to zawsze Van i Rick byli zakochańcami. I to ich rola, ale tym razem no cóż, jedno mogę wam powiedzieć Ross lynch to moje Zing, zawsze nim był i zawsze nim będzie. Moja jedyna miłość i chociaż bym miała zginąć czy umrzeć będę umierała ze świadomością że był mój że byliśmy razem bo byliśmy sobie przeznaczeni zdecydowanie to miłość od pierwszego wejrzenia……

 

Obecnie :



 

Perspektywa Vanessy



Siedziałam u Laury w pokoju trzymając ją mocno za rękę i opowiadając o mojej rozmowie z Rickiem byłam w takim stanie że nie chciałam wyjść z jej pokoju chociaż wiedziałam że inni też chcą z nią pogadać. Jeden głupi wybryk jedna jedyna głupota i straciłam go, straciłam miłość mojego życia.



-Laura, jestem idiotką wiesz i wiem że powiedziała byś mi to gdybyś teraz była wśród nas. Nie wiem jak mam żyć, jak mam się zachowywać jak mam przebywać z nim w jednym pomieszczaniu. Jak mamy być tylko znajomymi przecież ja go kocham on jest moim życiem i doskonale o tym wie, doskonale wie że nie da rady długo być beze mnie, bo ja nie dam nie dam rady. Boże jakbym chciała żebyś tutaj była skopała mi tyłek i powiedziała że ten Zing serio istnieje wiesz?. Teraz było by mi to cholernie potrzebne….



-A tak to godzina, minuta, sekunda dni, tygodnie, miesiące lecą a ty tutaj leżysz całkiem sama i nie mam pojęcia jak mam Cię dobudzić. Czy jakby pojawił się Ross to byś się obudziła jak wtedy w szpitalu twierdząc że zaszyty przestał działać. To jeden z waszych pocałunków a ja dalej mam nadzieje że wtedy to on zadziałał i chciała bym wierzyć, wierzyć w to że będziecie razem mimo że on wyjechał nie daje znaku życia, zmienił numer i wszystko tylko by nie mieć z nami nic wspólnego, ale czy jakby dowiedział się że leżysz w szpitalu to co przyjechał by pożegnać się z Tobą?. Przyjechał by płakać, czy rozpatrzeć. A może olał by to że umierasz?. Kto to wie, tak strasznie za tobą tęsknie strasznie, okropnie,. Kocham Cię, i wiedz że zawsze będę przy Tobie zawsze dopóki moje serce same jeszcze bije * odparłam po czym wstałam i otworzyłam drzwi by wyjść spojrzałam jeszcze raz na moją ślicznotkę, zdecydowanie to śpiący anioł. Jest taka spokojna, jakby nic się nie działo. Jakby jej serce nie musiało już wgl istnieć. Jakby jej ciało mówiło zabierzcie mnie stąd ja i tak do was nie wrócę….

Rozdział 68/70 ,,Spojrzeliśmy na siebie po czym Ross namiętnie mnie pocałował, chciałam to przerwać słowo daje, ale zatonęłam zatonęłam w jego ustach. Poczułam odchłań która mnie wciąga a ja chce jej się poddać ja chce tego. Boże zakochuję się w Rossie Lynchu. W moim naturalnym wrogu…..'' By Laura Marano

 Perspektywa Laury



 

Spoglądałam na tłum ludzi którzy wzywali.....

-Laura, Laura, Laura * a ja chciałam się śmiać. Nie byłam pewna tej piosenki przecież napisał ją mój Ross. Boże bez przesady ja i Ross zabawne. Nigdy nie byliśmy i nigdy nie będziemy razem. Ale to temat na inną okazje. Teraz wchodząc radośnie na scenę spoglądałam w jego oczy. Nie interesowało mnie nic oprócz tego by wejść na scenę w tym głupim stroju z różowymi włosami. Tak było Halloween i moja debilna paczka przyjaciół wymyśliła by iść na bal przebierańców. Ross był jakimś gladiatorem, Rick wraz z Vanessa, Rocky koleś od Rocka, Maia super modelką Caludią Schwer, a Rydel z Ellem byli zakochanym pudlem i zakochanym kundlem. Tak zdecydowanie są debilem. Ale to nie historia o nich to historia o mnie i Rossie. Nie znałam tekstu i powinnam go zabić, weszłam uśmiechając się i spoglądając  na niego, wiedział doskonale że ma wpieprz jak tylko zejdziemy ze sceny.







Tłum szalał a Ross zaczął śpiewać.

 

Ross:
Yeah, whoa. Idę po cienkiej linii
Ręce związane Nie ukryję się I stoję na rozdrożu
Nie wiem gdzie mam iść Jak wystawiony

Laura:
Złapana Pomiędzy Gdzie pójdę a gdzie będę
Ale wiem Że nie cofnę się. Tak!

Razem :

To jakbym stał na krawędzi, Tak jakbym wisiał na włosku,
Ale wciąż idę do przodu Więc mówię sobie
Tak, mówię sobie

Ref :
Nie patrz w dół, w dół, w dół, w dół Nie patrz w dół, w dół, w dół, w dół
Nie patrz w dół, w dół, w dół, w dół Nie patrz w dół, w dół, w dół, w dół

Ross:
Będzie za łatwo Jeśli zwieję Będzie za łatwo Gdy poddam się

Laura:
Ale ja się już nie wycofam Nie ma odwrotu

Razem:
Nie ma odwrotu.

Laura:
To jakbym stał na krawędzi

Ross:
To jakbym wisiał na włosku

Laura :
Ale wciąż idę do przodu Więc mówię sobie
Tak, mówię sobie


Spojrzeliśmy na siebie po czym Ross namiętnie mnie pocałował, chciałam to przerwać słowo daje, ale zatonęłam zatonęłam w jego ustach. Poczułam otchłań która mnie wciąga a ja chce jej się poddać ja chce tego. Boże zakochuję się w Rossie Lynchu. W moim naturalnym wrogu…..

 



 


 




Obecnie :

 

Perspektywa Ricka

 

Obecnie, no cóż ciotka Laury pojechała sobie, bo jak tylko dowiedziała się że Laura jest w śpiące stwierdziła że powinni ją zabić, przecież ona nie żyje. A dlatego że nas było więcej i nie pozwoliliśmy wyjechała, nie chciała patrzeć na to jak ona cierpi przez nas. Wszedłem do pokoju Laury i zamknąłem drzwi. Spojrzałem na bladą twarz przyjaciółki i na te wszystkie rurki podłączone do niej. Fakt, ona nie jest jak ja czy inni, ona nie oddycha sama ona nie jest w stanie podnieś rękę nie jest w stanie powiedzieć czegokolwiek otworzyć oczy i powiedzieć ,,Co robisz idioto’’. Usiadłem obok niej i złapałem ją za dłoń.



-Boże jak chciałbym żebyś słyszała to co mam Ci do powiedzenia. Wiesz ile się spieprzyło od kiedy zniknęłaś z tego świata. Chciałbym się doradzić Ciebie, zapytać tak jak kiedyś chciałbym byś była obok i powiedziała mi ,,Rick ty debilu walcz’’. Ale wiem że sama byś skopała tyłek Vanessie za to co zrobiła. Chociaż nie byłaś sobą przez wyjazd Rossa, wiem że jednak nie pozwoliłabyś jej na to. Wiem również że każdy odpowiada za siebie. Tylko że ja ją tak bardzo kocham. Wiesz, doskonale to wiesz jak jestem w niej zakochany. I mimo tego wszystkiego nie potrafię nie potrafię jej Lauro wybaczyć to zdecydowanie koniec. Koniec mnie i jej to koniec nigdy nie będzie Vanessy i Ricka nigdy, i mimo że to ciągle boli, to wiem że przestanie wierzę że będzie dobrze wiesz. ?. I wierze że się obudzisz, musisz tylko trochę po spać, ale tylko troszkę dzieciaku dobrze? * odparłem po czym ucałowałem ją w czoło i wyszedłem z jej pokoju, jakby obchodziła właśnie drzemkę. Wychodząc z jej pokoju, spojrzałem się na Vanesse. Przeszedłem obok niej po czym powiedziałem



-Chodź musimy pogadać, czekam na dworze.



Nie powiem długo nie czekałem pojawiła się mega szybko.



-Chcesz pogadać o nas? * zapytała z nadzieją



-Tak chce pogadać o naszej znajomość



-Rick bolą mnie te słowa



-Tak jak mnie twoja zdrada chodź * odparłem przechodząc na drugą stronę w stronę parku, ona podążała za mną aż w końcu szliśmy równym krokiem.



-Więc nigdy nie wybaczysz mi tego nigdy?



-Nie, nigdy Ci tego nie wybaczę, dla mnie to sprawa skończona, dla Ciebie lepiej żeby też była.



-Nie kochasz mnie * złapała mnie za ramiona bym na nią spojrzał * spójrz w me oczy, spójrz i powiedz że nic do mnie nie czujesz...



-KOCHAM CIĘ IDIOTKO, ALE NIE MOGĘ BYĆ Z KIMŚ TAKIM JAK TY.... Nie po tym co mi zrobiłaś



-Rozumiem, a co z naszą przyjaźnią



-Możemy się tylko kolegować dla dobra naszych znajomych



-I nic więcej



-Dokładnie, żadnej przyjaźni, niczego…..

Rozdział 67/70 ,,Witam, nazywam się Vanessa musze Pani powiedzieć coś ważnego, Laura miałam wypadek podczas rajdu jest w ciężkim stanie. '' By Vanessa Ivans

 


Perspektywa Vanessy




 

Chodziłam w tą i powrotem. Martwiłam się o Laurę która leżała tak spokojnie. Czy to możliwe że taki czeka ją koniec?. Wyciągnęłam tel by znów zadzwonić do jej rodziców. Strasznie się denerwowałam byłam gotowa, gotowa na rozmowę z nimi.



-Hallo? * Pani Marano odebrała poczułam ogromną panikę….



-Witam, nazywam się Vanessa musze Pani powiedzieć coś ważnego, Laura miałam wypadek podczas rajdu jest w ciężkim stanie.



-Co?, jak to?, przegrała?



-Co przegrała?. Proszę Pani jest w ciężkim stanie…!!!



-Proszę zadzwonić do jej ciotki żegnam * rozłączyła się a ja spojrzałam na moich kumpli. * Laura oprócz nas nie ma nikogo na świecie * odparłam.



-Co powiedziała jej mama ? * zapytała Rydel.




-Mam zadzwonić do jej ciotki.



-Jakiej ciotki? * zapytała tym razem Maia, spoglądając na Laurę.



-Nie wiem, nie powiedziała mi rozłączyła się



-Nie ma to jak mieć w dupie córkę * odparł Rick patrząc na mnie, musiałam opuścić głowę, jeszcze nic sobie nie wyjaśniliśmy, a ja czułam że nie tylko z Laurą jest gorzej. Moje serce również zostało zranione.


 

Nie wiem dokładnie ile minęło, ale siedzieliśmy na ławce i czekaliśmy na cud. Maia spała oparta o Ricka, a Rydel przytulała się do Ella kiedy ktoś zaczął biegnąć w naszą stronę. Może olalibyśmy sprawę gdyby nie to że ta osoba zatrzymała się i płacząc spoglądała na naszą Laurę. Byłam pierwszą osobą która się nią zainteresowała, wstałam i podeszłam do niej.



-Przepraszam….



-Tak? * odpowiedziała dziewczyna wyglądająca praktycznie tak samo jak Laurę. Taka wersja laury 10 lat później.



-Kim Pani jest? * zapytałam i dopiero teraz zorientowała się kobieta o co mi dokładnie chodzi.



-Nazywam się Jenna Mason. Jenna, Ella poinformowała mnie bym szybko przyleciała do szpitala bo z Laurę nie jest dobrze.



-Przepraszam, poinformowała Panią? * zapytała Rydel podchodząc do mnie.



-Tak, do jasnej cholery prowadzicie jakieś prywatne śledztwo czy coś? * odparła ta kobieta.



-Tak, Laura to nasza przyjaciółka, i zamiast Pani powinna być tutaj jej matka * Odparła Mia.



-Nie może przylecieć * odparła



-A mimo to Pani mogła? * Odparł Rick również podchodząc do nas



-Ależ duża z was grupa.



-Przeciwieństwie do Pani trzymamy się razem. * Odparła Raini, nie powiem chyba ją po lubię.



-Jaki mamy dowód na to że jest Pani jej ciotką? * odparł Rocky dlatego spojrzeliśmy na niego wszyscy zaskoczeni. Nie widzisz człowieku wyglądają identycznie.



-Myślę że nie musze pokazywać wam dowodu. Jestem matką chrzestną Laury i co za tym idzie również za nią odpowiadam.



-Jestem w jej życiu od 4 roku życia, a przez 14 lat nigdy Pani nie widziałam! * odparłam wkurzona * Jak dla mnie Pani nie żyje....



-Laura również * odparła patrząc w okno. Coś zaczęło piszczeć, lekarze wbiegli do niej a rolety zasunęli. My praktycznie wskoczyliśmy na okno by dowiedzieć się co się stało. Za bardzo nam nie pozwolili się przyglądać. Zastawili zasłony i walczyli. A my coraz bardziej rozpoczęliśmy panikę Panikę o naszą Laurę. Co się stanie jeśli umrze damy radę?. Aż w końcu minęło 3 godziny. Z Sali wyszedł lekarz i pielęgniarki. Lekarz spojrzał na nas a potem na tą jej ciotkę.



-Rozumiem że nie mam co liczyć na rozmowę tylko z Panią. * zapytał, a my wszyscy podeszliśmy do niego bliżej * Dobrze, więc jest źle. Laura…. Zapadła w śpiączkę….

Rozdział 66/70 ,,-Hallo? * Pani Marano odebrała poczułam ogromną panikę….-Witam, nazywam się Vanessa musze Pani powiedzieć coś ważnego…….' By Vanessa Cullen


Perspektywa Ricka






Co czułem?, nie wiem szczerze powiedziawszy był to dla mnie tak ogromny ból że nie wiedziałem czy nie powinienem płakać. Problem polegał na tym że to prawdziwe życie i tutaj nie ma drugiej szansy. Nie ma powrotu do levelu gdzie moja dziewczyna mnie nie zdradza. Było mi przykro więc kiedy poszedłem po kawę wyszedłem na dwór i usiadłem na ławce. Minęło może z 20 minut jak pojawił się Rocky Calum  i  Ell...



-Czemu nie idziesz do Laury? * zapytał Rocky wyciągając fajki



-czemu wyszliście do mnie? * odparłem zabierając mu fajkę



-Przecież nie palisz? * odparł kiedy wyciągnąłem mu fajkę.



-Tsa, miałem nie palić bo byłem z Van teraz po ptakach i mogę palić dalej.



-Co robimy z Rossem? * spytał Ell paląc już dobrze swoją fajkę.



-Nie wiem, jak mu zdradzimy co się stało przyleci tutaj * odparłem.



-A sądzisz że w necie nie trąbią? * zapytał Ell pokazując mi przegląd informacji w necie.



,,Laura Marano znana modelka oraz jedna z najlepszych kobiecych kierowców wyścigowych leży w szpitalu w ciężkim stanie ‘’



-No i zajebiście * odparłem  słysząc w tej samej chwili swój tel spojrzałem na wyświetlacz ,,Ross lynch ‘’ * Sorry stary to dla Twojego dobra * odparłem wyciszając tel i olewając połączenie od niego.



-Długo tak nie pociągniesz on będzie dzwonił do…. * zaczął Rocky ale do niego również zadzwonił, pokazał nam po czym zrobił to samo co ja, więc Ell również to zrobił.



-Dla dobra Laury miał ją totalnie olać czyż nie?, po za tym co mu powiem. Cześć, tak Laura miała wypadek jest w śpiące stary a za 24 godziny dowiemy się dopiero czy przeżyje?! * odparłem wkurzony wypalając fajkę. Wyrzuciłem resztę zgaszonej już fajki do kosza i zacząłem pić kawę.



-Vanessa dała Ci w kość co? *Odparł Rocky



-Tak i ponoć to Laura podsunęła jej faceta bo była sztywna * odparłem opierając się o ławkę.



-Więc co teraz? * zapytał Ell



-No cóż tylko ty i Rydel stary tylko wy jesteście tą szczęśliwą parą.



-Nie wierze w takie zakończenia * odparł główny zainteresowany



-Ja myślałem że to będzie na serio, że w końcu czterech buntowników się zakocha z wzajemnością a jak się okazało>?. Maia zakochała się w Rossie. Ross miał ją gdzieś, ale zakochał się w Laurze. Laura zakochała się w Rossie, wiedząc że nie długo będą razem. Vanessa od początku była pisana Rickowi jednak zrobiła to co zrobiła. No i jakimś cudem Rydel wraz z Ellem są szczęśliwi.



-Myślę Rocky że to nie potrwa długo. * odparł Ell.



-Co nie potrwa długo?, twój związek? * zapytałem.



-nie, mój związek to to na zawsze ja chłopaki się z nią ożenię. Chodziło mi o to że nie będzie szalonej 8. To koniec.



-Dokładnie, a najlepsze jest to że już nie będziemy mieć strażników w postaci dziewczyn stary * odparł do mnie Rocky spojrzałem na niego jak na debila.



 

Perspektywa Rydel




Długo już minęło. Spojrzałam na zegarek. Była godzina 15 jak wyszedł do nas lekarz z zakończoną operacją. A teraz była już 3 nad ranem. Rick nie mógł patrzeć na Vanesse a ja nie mogłam patrzeć na ból Laury. Chociaż miałam osobę kochającą blisko siebie bałam się okropnie bałam. Nagle poczułam dłoń na moim barku a potem pocałunek we włosy.



-Co się dzieje? * spytał mnie obejmując mnie w tali.



-Boję się, tak okropnie boję się tego wszystkiego.



-Ja też, ale nie mów nikomu.



-Co będzie jeśli za 12 godzin umrze? * zapytałam, a wszyscy się na mnie spojrzeli.



-Nie umrze, Laura jest na tyle silna że nie umrze.



-Chciała bym w to wierzyć, jednak ostatnio to co się z nią działo i to co było to takie nie możliwe.



-Uważasz że Laura nie jest silna



-Wcale tego nie powiedziałam, uważam tylko że może jej serce nie wytrzymać tej jej odwagi * wszyscy się zaśmiali



-Ja tam wierze że się uda * odparła Maia



-Kiedy to tak jesteś pewna siebie? * zapytał ją specjalnie Rocky.



-Od tego czasu jak nie jestem z Tobą * odparł jej nie co wkurzony



-Możecie się nie kłócić?, jak tylko Vanessa z Rickiem przestali się kłócić to wy wpadliście w paradę ! * odparłam wkurzona reszta spojrzała na siebie  po czym spojrzeli w drugą stronę



-My po prostu nie mamy sobie nic do powiedzenia * odparł Rick na co Van tylko prychał.



-Wiecie co wierze, wierze wierze że jak Laura się obudzi to skopie wam tyłki * odparłam.



-A ja wierze w to że Laura jak się już zbudzi to zrobi wszystko by nas zeswatać powrotem * zaśmiał się Rocky a wraz z nim wszyscy.



I tak spędziliśmy właśnie najbliższe i najgorsze 12 godzin. Rick jak tylko coś powiedział to Vanessa musiała się odezwać .

 

Perspektywa Vanessy

 


Chodziłam w tą i powrotem. Martwiłam się o Laurę która leżała tak spokojnie. Czy to możliwe że taki czeka ją koniec?. Wyciągnęłam tel by znów zadzwonić do jej rodziców. Strasznie się denerwowałam byłam gotowa, gotowa na rozmowę z nimi.



-Hallo? * Pani Marano odebrała poczułam ogromną panikę….-Witam, nazywam się Vanessa musze Pani powiedzieć coś ważnego…….