Perspektywa Laury
To dziś to dzisiaj Ross Lynch wylatuję, i chociaż nie
chce wiedzieć kiedy jak i gdzie, wiem wszystko. Wsiadam do samochodu a obok
mnie siada znana mi od dawna osoba. Może nie od dawna ale tak czuję, ta
pokręcona nie tylko na głowie dziewczyna, obróciłam mój świat do góry nogami
już pierwszego dnia kiedy ją poznałam.
-Myślisz że pozwolę Cię jechać samej?
-Sadzisz że jadę akurat tam?
-Tak, wiem to, jak tylko dowiedziałaś się o której ma
wylot pobiegłaś szybko się przebrać by nie widziała Cię Twoja współlokatorka po
czym najnormalniej w świecie zamówiłaś taxi.
-Jesteś wstrętna wiesz.>?
-Gdzie jedziemy? * zapytał gościu z Taxi
-Na lotnisko Quni * odparłam brunetka zapinając pasy *
Nie pozwolę Ci być sama, zwłaszcza teraz małpo * odparła łapiąc mnie za rękę,
uścisnęłam ją, przede mną ciężka chwila a ja boje się jej strasznie. Fakt
weszłam na lotnisko. Usłyszałam o jego locie i o tym by zbierali się na
bramkach, zobaczyłam również ich wszystkich Vanesse tulącą Rossa jako pierwsza,
płaczącą Maie z Rydel, Pomagającemu w bagażach Rockiego z Rickiem. No i Ella
który coś mu tłumaczył. Patrzyłam na nich a na moich oczach pojawiły się pierwsze
oznaki łez. * Idź tam, ja tu poczekam.
-Nie tak jest dobrze * odparłam patrząc na mojego
blondyna po czym oparłam się o ścianę i zaczęłam mocno płakać. Usłyszałyśmy
ostatnie wezwanie, spojrzałam raz jeszcze na niego jak znika, za ścianą, nawet
nie zadzwonił nie napisał ese pożegnalnego nic. Będzie tak jakbyśmy się nie
znali co Lynch..?. Dokładnie tak będzie. Ruszyłam przed siebie nie patrząc już
za sobą. A Raini podążała za mną bojąc się że coś sobie zrobię. Wsiadłam do
pierwszej lepszej taxi nie zdając sobie sprawy z tego że moi przyjaciele
jeszcze są na lotnisku i patrząc na odlatujący samolot Rossa. Tak Rossie Lynch
żegnaj.
-Gdzie jedziemy.? * zapytał kolejny kierowca Taxi.
Brunetka spojrzała na mnie, a ja olewając jej minę i wszystko jak tylko mogę odparłam
-Najbliższy bar proszę
-Chcesz pić o 12…? * odparła zdziwiona, spojrzałam na nią po raz ostatni będąc trzeźwa, a ona wiedziała że nie ma co ze mną zaczynać….. Weszliśmy do baru, każdy spojrzał na nas, ale to nic mam to w dupie. Usiadłam przy barze a Raini przy mnie.
-Zamierzasz pić o 12>? * zapytałam wiem powtarzam jej
zdanie no ale…
-Tak, nie zostawia się przyjaciółki w potrzebie
-Dobra potrzeba, będzie obie pijane i dopiero będzie
imprezka.
-Spokojnie damy radę, wiem że będę najgorsza wśród Twoich
przyjaciół, ale Ci to pomoże zdecydowanie pomoże.
-Po proszę czysta 0,7.
-Jesteś dobrym graczem czy udajesz?
-Sama zobaczysz…..
Obecnie.......
Perspektywa Rockego
Siedziałem przy łóżku Laury nie mając pojęcia co
powiedzieć. Jak zacząć. Złapałem ją za dłoń. Wiedziałem że tego nie czuje i nie
ma pojęcia że ktoś jest w jej pokoju.
-Tak bardzo źle że tu leżysz, tak bardzo źle że nie
chcesz wgl walczyć. Wiem że nie
powinienem tego mówić, ale zastanawiam się czy nie powiadomić Rossa o tym że
jesteś ledwo żywa. Czy wtedy byś się nie ocknęła jak wtedy w szpitalu?. Czy to
nie przez pocałunek nagle się obudziłaś. Czy to nie było to te, jedno jedyne…..
* zacząłem się zastanawiać nie mając pojęcia jak to powiedzieć. * Ale zacznę inaczej. Słuchaj uważnie nie będę się powtarzać….
Ross wyjechał przez rodziców, to oni zdecydowali że nagle
chcą mieć syna blisko. Cfele nie ludzie wiesz. On jednak nie chciał wyjechać,
chciał być tutaj z Tobą bo się zakochał. Tak uważał Ciebie za jedną jedyną
uważał że tylko z Tobą może być. Tak na zawsze, to oni zjebali sprawę i ty że zakończyłaś to. Jestem pewny że na odległość też byście dali radę. Vanessa
przespała się z innym, z tego co powiem będąc pijana namówiłaś kolesia by
przespał się z nią bo Cię wnerwia, czyli jakby nie patrzeć to przez Ciebie nie
są razem. Rick no cóż dowiedział się nie wiem jak, ale zdecydował że nie chce
znać Van i że chce trzymać między nimi dystans, nie są nawet przyjaciółmi.
Wiesz.?. Są tylko znajomymi, na nic więcej nie zasłużyli. Rocky no cóż jak to
ja, nadal kocham Maie, ale ona nie chce być ze mną odkąd coś czuje do Rossa. Ma
ciągle nadzieje że wróci i będzie z nim,
a mnie boli, boli to że kocha się w moim przyjcielu. Naprawdę strasznie
boli. A jedyni szczęśliwi, przynajmniej z miłości to Rydel i Ell. Tak oni są
zakochani szalenie ciągle zachowują się jak te pary które są ze sobą kilka dni
i jeszcze nie widzą między sobą różnic. Tak zdecydowanie. Czy nie powinienem
zakończyć tego monologu skoro nie słuchasz>?
-Powinieneś powinieneś już dawno Rock * odparła Rydel
stojąca przy drzwiach, przez moment sądziłem że to Lura ale to jednak ona.
-Urwałaś się z lekcji?, dość imponująco. Co na to Ell
-Zamknij się * odparła wchodząc do pokoju
-Lauro kochanie, kocham Cię będę jutro, teraz lecę na
trening kosza, no chyba że Rick jako kapitan drużyny mnie w końcu wykopie *
odparłem całując Laurę w czoło po czym pocałowałem Rydel również w czoło.
-Do zobaczenia młoda
-do zobaczenia misiek
-Przecież to nie do Ciebie Ryd.
-Ja Ci kurwa dam nie do mnie, dobra spadaj misiek, to
damska rozmowa…. !!!