Perspektywa
Mai…
-O czym chcesz rozmawiać? * spytałam opierając się o
niego i murek
-O Tobie.
-O mnie
-Nie udawaj głupiej, widzę że coś się dzieje
-Ale nic się nie dzieje
-Maia
-No co?
-Co jest między Tobą a Rossem? * spytał tylko a ja poczerwieniałam,
co ja mam mu powiedzieć.
-Nic nie ma
-Maia, nie kłam
-Zakochałam się, ok?, zakochałam się w nim
-No i to chciałem usłyszeć. Uważam że powinniśmy zrobić
sobie przerwę.
-Ale Rocky!, ja i Ross. On nigdy nie zwróci na mnie uwagę
nigdy również nie będę z nim związku.
-Ale jesteś w nim
-Zauroczona a to różnica Rocky okropna różnica
-Gdybyś mnie kochała, nie zauroczyła byś się innym
-Rock proszę Cię ile masz lat, jeśli tak twierdzisz
-10 wiesz * odparł wypalając papieros i zostawiając mnie
z tym samą. * Powiedz reszcie że
musiałem iść. * odparł zmierzając na chodnik, szłam za nim aż dogoniłam go i
chwyciłam za rękę by obrócił się w moją stronę.
-Przez moje zauroczenie chcesz skreślić mnie i Ciebie
-Nas nie ma
-Zrywasz ze mną?
-A co wolisz separacje by później
-Rocky nie chce tego * przybliżyłam się do niego i
złożyłam pocałunek na jego pocałunku.
Odwzajemnił pocałunek ale tylko na chwilę.
-To było pożegnanie, nas już nie ma Maia * odparł
zostawiając mnie samą sobie na środku drogi. A ja patrzyłam za nim. Przez moje
zauroczenie straciłam faceta przez moją głupotę. Dosłowną głupotę.
Nie wróciłam do knajpy, poszłam na spacer to co się stało
było dla mnie tragedią. Straciłam go
straciłam na zawsze przez to że lecę na Rossa Lyncha. Wszystko przez to.
Następnego dnia postanowiłam udawać, udawać że jest
dobrze, że oboje chcieliśmy przerwy i to niczyja winna. Jasne, na pewno wśród
chłopaków jestem już kimś nienormalnym. Na pewno… Ale przestań Mia, przecież
faceci nie są takimi plotkarzami jak my. Na pewno nie gadają o takich
sprawach……
-Maia!!!! * ktoś krzyczał moje imię, ale ja nie ja dalej
głośno myślałam nie zastanawiając się nawet nad tym….Ktoś mocno mnie szarpnął i
postawił do pionu, a tym ktosiem był sam Ross Lynch. Spojrzałam na jego mleczne
oczy i zatonęłam. Cholera jasna, wiem nie powinnam ale on jest taki taki boski.
* Czy ty wgl słuchasz co się do Ciebie mówi? * Zapytał a ja dalej wpatrywałam
się na niego jak na obrazek.
-Tak ,tak oczywiście, co jest? * spytałam rozglądając się
czy ktoś widział jak leci mi ślinka. Miałam na tyle szczęścia że wszystkie
laski wpatrywały siew blondyna nie zwracając uwagi na to co ja robię.
-Co się dzieje z Rockym * odparł wpatrując się we mnie,
puścił mnie więc musiałam się skupić.
-E…Rocky?, a co ma się dziać?
-Wczoraj wyszliście nie dając znać że wychodzicie.
Dzwoniłem ale nie odbierał a dzisiaj nie m go w szkole. Nie ma go jak mamy
jeden z ważniejszych treningów!!
-Oj, przesadzasz na pewno się pojawi na bank. * I w tym
samym momencie do szkoły wparowała Laura Marano. A chłopcy odprowadzali ją
wzrokiem, nie było nikogo żeby nie odprowadzali jej tyłka bądź jej do nas.
Spojrzałam na Rossa. Uśmiechnął się przez moment ale delikatnie. Usłyszeliśmy
przez głośnik.
-Mamy 8:30 a Laura Marano pojawiła się w szkole.
Przypominam jest na liście naszych corocznych królowych szkoły. * odparł a ja
zaśmiałam się , jak mam być tak seksowna jak ja. Przecież to chodzący ideał,
widziałam miny kolei kiedy nawet na nich nie spojrzała tylko zmierzała w naszym
kierunku. Ktoś szepnął ,,cześć’’. Ale ona była zbyt zajęta by odpowiedzieć,
albo po prostu nic nie odparła. Zmierzała w naszym kierunku.
-Cześć * odparła do nas po czym zaczęła dobierać się do
swej szafki * cholera * odparła, ale wtedy dosłownie w 5 sekund pojawił się
przed nią blondyn z którym to ja rozmawiałam. Oparł się o szafkę i uśmiechnął
do jej łobuzersko.
-Pomóc? * spytał, i zanim ona mu odpowiedziała, otworzył
jej szafkę. Nie raczyła mu nawet odpowiedzieć, zaczęła wyciągać książki a ja
wiedziałam że to koniec romansowanie z blondynem.
-Ross… * odparła jakaś blondynka jeżdżąc po jego
koszulce. Spojrzał na nią czekając na ciąg dalszy zabawy. * nie wiem czy to
dobrze, ale zapomniałam na dzisiaj majteczek myślisz że to problem…?
-Ross… * odparł kolejna Laura jak i ja zaczęłyśmy kręcić
głowami. * Nie wiem jak mam rozumieć to że kiedy mówię kolesiowi działaj nigdy
nie wiedzą gdzie powinni działać.