Perspektywa Vanessy
Nie wiem ile minęło, godzina dwie. Na tygodnie, miesiąc.
Rok?, dwa lata?. Ale obudziłam się spojrzałam na sterylny pokój jestem w
szpitalu a moja pierwsza myśl to Ross. Spojrzałam na wchodzącą do mojego pokoju
kobietę.
-Ross. * odparłam tylko a ona zaczęła kiwać głową.
Rozpłakałam się myśląc o najgorszym. * Ross, Ross błagam niech to nie będzie
prawda proszę niech on żyje, ja ja muszę go zobaczyć!!
-Niech się Pani uspokoi bo będę musiała dać coś na
uspokojenie.
-W dupie mam na uspokojenie!, proszę mi powiedzieć co z
Rossem, co z moim Rossem, Ross Lynch rozumie Pani!!
-Niech się Pani uspokoi.
-Nie, Ross!! * wydarłam się ile tylko miałam sił.
Krzyczałam z całej siły aż poczułam ukucie w ramię z prawej strony. Ze łzami w
oczach spojrzałam na pielęgniarkę po czym patrząc na nią jak na największego
wroga warknęłam * Suka…. Kiedy ocknęłam
się po dłuższej chwili ktoś siedział w moim pokoju, ale to nie była osoba
której pragnęłam. To nie był on, nie rozumiałam tego co stało się po wypadku ta
więź która łączyła mnie z Rossem czułam że on żyje i mnie potrzebuje dlatego
zaczęłam delikatnie schodzić z łóżka.
-Vanessa co ty robisz? * Spojrzałam na Ricka po czym
założyłam kapcie, tak bardzo pragnęłam być blisko Rossa. Nie zamierzałam się
zatrzymywać wstałam z łóżka i szłam w kierunku drzwi kiedy to Rick złapał mnie
za dłoń i przyciągnął bliżej siebie. * Vanessa musisz leżeć Ross jest w dobrych
rękach kiedy tylko Ci pozwolą sam Cię tam zaprowadzę.
-Pierdul się chce zobaczyć Rossa już teraz.
-Ale nie możesz, Ross przechodzi…
-Co się dzieje z Rossem!
-Ross* Ale nie dokończył dlatego że ja wyrwałam się z
jego silnego ucisku i pobiegłam pobiegłam co siły w nogach aby nikt mnie do
dopadł. Nie miałam pojęcia dokąd biec jak się zachować kogo zapytać bo bałam
się że mi nie pozwolą być blisko Rossa. Jednak widok jaki zobaczyłam załatwił
mnie do takiego stopnia że upadłam na ziemię i zaczęłam łkać jeszcze głośniej
niż wcześniej.
-Van!! *usłyszałam jednocześnie kilka głosów wśród nich
brakowało tego najważniejszego. Jakiś pielęgniarz złapał mnie w ostatniej
chwili znów straciłam przytomność teraz jednak nie przez zastrzyk teraz sama
pozbawiłam się przytomności. Kiedy obudziłam się po raz drugi nie od razu
otworzyłam szeroko oczy bo wiedziałam że czeka mnie kolejny zastrzyk, obróciłam
delikatnie głowę i zobaczyłam jak Rick stoi przed oknem i spogląda za nie. Nie
opuścił mnie był tutaj cały czas, cały czas mnie pilnował i robił wszystko bym
nie uciekła. Nie chciałam jednak z nim rozmawiać dlatego zasnęłam na powrót
albo i udawałam byle tylko dostać tabletki na uspokojenie i aby nikt mnie nie
męczył.
-Nie sądziłem że Van tak to przeżyje * odparła Delly jej
głos wszędzie rozpoznam.
-Gorzej będzie tylko wtedy kiedy się dowie.
-Nie chce myśleć co się wtedy stanie * Odparł blondynką.
-Cieszę się że żyje i to jest teraz dla mnie
najważniejsze * odparł Rick gdybym mogła przewróciłam bym na to oczami, ale
zbyt byłam zajęta tym by dowiedzieć się o Rossie.
-Jego stan się nie poprawia?
-nie, ciągle jest bez zmian. * postanowiłam się cudownie
obudzić.
-Ross? * zapytałam a potem spojrzałam na nich.
-Cześć kochanie * odparła Delly patrząc na mnie.
Zmierzyłam ją wzrokiem.
-Nie obwijaj w bawełnę powiedz mi co z Rossem.
-Ross…. * zaczęła ale nie dokończyła przyszła moja Pani
doktor.
-Witam, obudziłaś się nareszcie i jesteś nie co
spokojniejsza to dobrze, jeszcze dam Ci jedną dawkę i po bólu.
-Ale ja… * Nie dokończyłam zdania właśnie miałam się
dowiedzieć co z Rossem kiedy to Pani doktor dała mi kolejną dawkę uspakajają.
Czy jest ze mną tak źle że muszą mi ją dawać?, a może moja psychika kompletnie
wysiadła a co jeśli Ross nie żyj……