Rozdział 117 ,,Droga Lauro!! Ty małpko jedna!, jak mogłaś tak po prostu nas zostawić?. Nie rozumiem tego i tego co teraz się dzieję. Wszystko po tym wypadku. Jak to możliwe że nie poczułam straty dziecka a straty przyjaciela już tak?. Jak mogłam w pięć sekund pokochać przyjaciela>?. No i dlaczego boli mnie to że on nie czuję tego samego?. Kiedy potrzebuję bliskość i spotykamy się on za każdym razem mówi mi wprost ,,Nie’’ dlaczego……'''

Kilka miesięcy później…..

 

 

Laura Marano



 

Droga Lauro!!

Ty małpko jedna!, jak mogłaś tak po prostu nas zostawić?. Nie rozumiem tego i tego co teraz się dzieję. Wszystko po tym wypadku. Jak to możliwe że nie poczułam straty dziecka a straty przyjaciela już tak?. Jak mogłam w pięć sekund pokochać przyjaciela>?. No i dlaczego boli mnie to że on nie czuję tego samego?. Kiedy potrzebuję bliskość i spotykamy się on za każdym razem mówi mi wprost ,,Nie’’ dlaczego……

 

Nie dokończyłam czytania ktoś zapukał do drzwi. Pomyślałam że to rodzice, pojechali po zakupy i zapomnieli kluczy. Albo mają je tak głęboko że nie wiedzą gdzie się znajdują ale nie. Otworzyłam drzwi śmiejąc się do momentu aż go ujrzałam. W pierwszej chwili chciałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale on już widział mój wielki brzuch i zatrzymał drzwi butem. Cholera…



-Cal…



-Laura * odparł otwierając jednocześnie drzwi do
domu i spoglądając na mnie tak jakby widział mnie pierwszy raz w życiu…



 



Poczułam się tak, zdaję mi się że Cal również.



-Ja, ja * zaczęłam się jąkać. Co mogłam mu powiedzieć byłam w 7 miesiącu ciąży byłam wielka okrągła i chociaż dziecko przebywało więcej w moich plecach niż w brzuchu widać było że kogoś tam mam.



-Chciałbym zapytać Co Ci jest ale nie jestem pewny czy to choroba. * odparł a na mojej twarzy pojawiła się pierwsza łza. Przecież miał się nikt nie dowiedzieć nikt!. Tylko Raini która znalazła test i Rydel która wyczuła w szpitalu że coś jest nie tak.

 

 -Chciałabym powiedzieć że to choroba…. Ale to
tylko mój  Christopher i to nie jest choroba. *Wziął mnie w ramiona i mocno przytulił do siebie. Weszliśmy razem do mojego domu ciągle się przytulając . Rozpłakałam się na dobre i Cal próbował mnie uspokoić. Zrobił mi gorącą czekoladę kiedy ja dalej płakałam na kanapie.



-Przestań płakać, dziecko przez Ciebie będzie strasznie wrażliwe.



-Skąd wiesz tyle o dzieciach? * zapytałam uśmiechając się na to co powiedział.



-Powiedzmy że mam dar..



-Masz, absolutnie masz nie sądziłam że kiedyś się dowiesz.



-Czyli co nikt nie wie?. Dlatego studia tak daleko od wszystkich?



-Nie, wie Raini która przyłapała mnie z testem i



Delly kiedy zemdlałam w szpitalu.



-Wtedy kiedy Ross był w ciężkim stanie?



-Tak



-Więc…..



-Proszę nie wnioskuj



-Jestem przyszłym reżyserem muszę wnioskować.



-Call…..



-Mogę domyślać się tylko kto jest ojcem.



-ja…



-nie chcesz tego zdradzić. A on wie?



-Calum



-No co?, tyle możesz mi zdradzić i pij tą czekoladę * odparł wiedząc że nie wypiłam ani kropelki.



-Nie może się dowiedzieć o tym nikt więcej.



-Zrobiłaś to z kimś z kim nie powinnaś.



-Nie



-Czy ojcem jest ktoś z naszej paczki..?



-Calum.



-No co?, to już powinien wiedzieć * Spojrzałam w dal po czym spojrzałam na kubek z czekoladą. Napiłam się jej po czym zaczęłam opowieść. Kiedy kończyłam Calum mogłam by przysiąc że twarz miał koloru włosów.



-Pierdalneliście sobie dzieciaka na pożegnanie znajomość?



-Nie!, Calum w chwili kiedy pierdalneliśmy sobie dzieciaka kochałam go.



-A on Ciebie?



-Nie, ale to nie ważne. On nigdy się o tym nie dowie…



-Ale….



-Calum obiecałeś.



-W porządku, ale gdybym z kimś miał mieć dziecko chciałbym o tym wiedzieć. Tym bardziej że ….



-Tym bardziej że….