Rozdział 112 ,,Myślałam że pożegnania tak nie bolą ale z każdym z którym się żegnałam czułam że cząstka mnie się urywa. Może jednak zostawię swoje serce tutaj?. Myślę że największa cząstka odleciała wraz z pożegnaniem z Rossem. Z nim zawsze było mi ciężko. Kiedy nadeszła ta chwila miałam już strasznie podkrążone oczy i strasznie się czułam z tym że go straciłam.'' By Laura Marano


 

Laura Marano

 

Myślałam że pożegnania tak nie bolą ale z każdym z którym się żegnałam czułam że cząstka mnie się urywa. Może jednak zostawię swoje serce tutaj?. Myślę że największa cząstka odleciała wraz z pożegnaniem z Rossem. Z nim zawsze było mi ciężko. Kiedy nadeszła ta chwila miałam już strasznie podkrążone oczy i strasznie się czułam z tym że go straciłam. Tak zdecydowanie należał już do Van. I mimo tego kiedy mnie
przytulił poczułam jak żołądek  

albo i może  mojego dziecko poczuło że tata jest  blisko. Wtuliłam się w niego mocno a on we mnie.



-Zawszę będziesz dla mnie najważniejszy * Odparłam nie wiem po co.




-Cieszę się że mogłem istnieć w Twoim życiu i przykro mi że tak krótko mieliśmy czas się poznać. * Spojrzeliśmy na siebie uśmiechając się. Pewnie widok nie ziemski zwłaszcza kiedy wiesz że tyle ludzi Cię ogląda.



-Prosimy podróżnych do Bostonu o przybycie do bramki !!! * odezwał się głos w głośniku. Spojrzałam po raz ostatni na Rossa a potem spojrzałam na Raini.



-Raini * odparłam




-Laura * powtórzyła przez co zaśmiałyśmy się. Przytuliłyśmy się do siebie, by po chwili być zgniecionym przez resztę.



-Kocham was * odparłam do nich wszystkich mając nadzieje że słyszą



-My Ciebie też * odparłam chórem. Nie wiem kiedy byłam już za bramkami. Nie wiem kiedy spojrzałam na nich po raz ostatni i nie wiem kiedy siedziałam w samolocie i patrzyłam na inne stojące jeszcze samoloty. Aż przyszło to wspomnienie. Wspomnienie tego jak moje dziecko zostało stworzone.



 

Wspomnienie :




-Tak nie kochasz mnie ! * odparłam wkurzona idąc za nim



-Powiedziałem odpuść.



-nie odpuszczę.



-Bo ? * zapytał Ross patrząc na mnie miał może z trzy kroki do domu.



-Bo bo * nad czym ja tak myślę * Bo ja…. * podbiegłam do niego i musnęłam jego usta * Kocham Cię i nie dam Ci odejść.




-Nareszcie zrozumiałaś * oparł po czym dźwignął mnie by wnieść do swego domu. Całując się trafiliśmy albo i on trafił do swego pokoju. Nie miałam pojęcia nawet czy jego rodzina jest w domu czy jesteśmy sami czy mamy świadków miałam to w dupie. Liczył się tylko on i ja. Kiedy zamknął drzwi za nami swojej sypialni zeszłam z niego po czym znów zaczęłam go całować ściągając jednocześnie jego ubranie.



-Laura, Laura poczekaj * Ehm westchnęłam.



-Nie marudź Lynch * odparłam ściągając jego koszulkę, nie powiem nie marudził i nie był już taki nie pewny jak na początku wrzucił mnie dosłownie na łóżko by ściągnąć ze mnie ubranie. I to jest ten Lynch którego kochałam.  Po wszystkim zaczęłam się śmiać.



-Z czego się śmiejesz? * oparł całując moją głowę, gdyż leżałam na nim.



-Nie sądziłam że po wszystkim wyląduję w Twoim łóżku.



-Może tego właśnie chciałaś?



-Zdecydowanie tego chciałam i wiesz co * spojrzałam na niego po czym musnęłam go w usta. * Pamiętam kiedy się w Tobie zakochałam.



-Co? * zaśmiał się słuchając tego co mam powiedzieć….



 



Kolejne wspomnienie :



Zakochiwałam się. Prosto z mostu, zakochuję się w tym cymbale, i chociaż wiem że na dobre mi to nie wyjdzie. Próbuje. Weszłam na samą górę. Nie powiem byłam strasznie sprytna weszłam w butach na koturnie. Ah to ja. Usiadłam i spojrzałam w gwiazdy.



-Oho, ktoś znalazł kryjówkę. * odparł znajomy mi głos. Spojrzałam na niego.



-Chcesz dołączyć?



-Pytasz mnie czy chce wejść na własną bazę?.



-O tak zdecydowanie o to pytam, pan pieprzony, pan wszystkiego.



-Oho Laura? * zapytał zaniepokojony Ross. Po czym usiadł obok mnie i zabrał mi kubek.



-Alkohol mi szkodzi.



-No właśnie widzę, ile tego wypiłaś?



-Tylko ten kubek.



-Ten kubek?



-Co Cię tak śmieszy? Źle się czujesz?.