Rozdział 89/90 ,,W końcu nie co luzu. Laski cały boży dzień mnie męczyły z zapytaniem czy zabiorę je na bal. Szczerze powiedziawszy wolałbym iść sam niż z jakąkolwiek, ale nie miałem wyboru gdyż dziewczyna z którą serio chciałbym iść jest szczęśliwa z związku. Włączyliśmy głośno muzykę z głośników i graliśmy w kosza.'' By Ross Lynch

Perspektywa Rossa

 

W końcu nie co luzu. Laski cały boży dzień mnie męczyły z zapytaniem czy zabiorę je na bal. Szczerze powiedziawszy wolałbym iść sam niż z jakąkolwiek, ale nie miałem wyboru gdyż dziewczyna z którą serio chciałbym iść jest szczęśliwa z związku. Włączyliśmy głośno muzykę z głośników i graliśmy w kosza.






leciał dobry remix kiedy na nasz trening, weszła grupa dziewczyn z trenerem ciekawe czyżby to wf?, spojrzałem na dziewczyny mając nadzieje że będzie ktoś znajomy no i się nie myliłem była ona

Laura, fakt obdarzyła mnie spojrzeniem, ale niczym więcej postanowiłem do niej podejść, niestety to samo zrobił i wystartował do niej Noah. Dupek!. Nagle ktoś klepnął mnie w ramię.



-No chyba tego nie zostawisz tak? * odparł mój kumpel Rick mściwie się uśmiechając. Ożesz ty. Zaśmiałem się a on uderzając mnie w ramie jeszcze raz pobiegł w kierunku trenera by zaproponować trening.



-Cześć śliczna * odparłem kiedy Laura miała skoczyć do piłki na rozpoczęcie pojedynku. Ja po jednej stornie ona po drugiej kiedyś to bardzo lubiła.




-No cześć Ross tak? * odparła a ja wiedziałem że udaje, bo widząc moją minę uśmiechnęła się szerzej. Rozpoczęliśmy grę, oboje wyskoczyliśmy w tym samym momencie czego efektem było to że ja odebrałem jej piłkę a ona wpadła w moje ramiona, spojrzała się na mnie zmieszana i czerwona jak burka, po czym mi uciekła. Uśmiechnąłem się po czym pobiegłem w stronę piłki. Już wiedziałem jak wykorzystać to. Kryłem ją, chociaż ja powinien zająć się inną osobą, nikt nie był mi przeciwny, i kiedy ją kryłem i tak przez przypadek dotykałem
ona coraz bardziej się czerwieniła, do momentu kiedy stojąc za nią prawie ją dotykałem, ona 
delikatnie odwróciła twarz w moją stronę by szepnąć...



-Nawet nie próbuj * zaśmiałem się by szepnąć jej



-Jestem Ci coś winien, i spełniam się w pracy zespołowej * odparłem śmiejąc się. Az do momentu kiedy ktoś podłożył jej nogę, a ja będąc blisko niej złapałem ją w tali by nie upadła na ziemie, efekt był taki że upadła na moje ciało. Spoglądaliśmy na siebie i ja doskonale wiedziałem że chce czegoś więcej. Spojrzałem na nią mając nadzieje że zaraz coś powie, albo ucieknie, ale ona tylko na mnie patrzyła chciała sobie coś przypomnieć, czy nie miała pojęcia jak uciec. Przecież jak teraz ją pocałuję, to w najlepszym wypadku dostanę w ryj


od Noah, ale czy tym faktem się przejmuje?, zbliżałem się do niej blisko znacznie blisko, a ona stała w miejscu, ani nie uciekała ani nie przesuwała się do przodu, zabawne prawda?. Taki gracz jak ja, wieczny kawaler i podrywacz i nie wiem do końca co powinienem zrobić. Zatrzymałem się w momencie kiedy prawie stykaliśmy się nosami, czemu nie przybiegł do nas jej koleś, dlaczego nie ucieka. Zaśmiałem się, a ona zaszokowana dalej nic nie mówiła.



-Czekasz na to prawda? * odparłem a ona dalej nic nie mówiła * Chcesz by moje usta pocałowały


Twoje, ty chcesz się we mnie zakochać, chcesz się zakochać na nowo we mnie.



-Skąd taki pomysł.? * odparła nie co zmieszana



-Przed chwilą chciałem Cię pocałować i doskonale wiedziałaś że to zrobię jednak nie uciekłaś. * Odparłem i w tym samym momencie pojawił się Noah i ściągnął ją ze mnie.




-A wy to jakieś schadzki Lynch sobie robicie? * zapytał trener, szybko się podniosłem zmieszany tym że nam przerwali.



-Nie trenerze w żadnym wypadku * odparłem spoglądając to na trenera to na Laurę. Jej facet był tutaj blisko a ona co?, ona chciała być blisko mnie. Chciała pocałować moje usta, zaśmiałem się przez co trener posadził mnie na ławce myśląc że śmieje się z niego. Zabawne Laura Marano dalej mnie pragnie… Po trengu zmierzałem w kierunku swego samochodu, na dziś dość czas wracać do domu. A nie miałem pojęcia gdzie chłopaki, dlatego sam zmierzałem do domu. Zapaliłem papierosa, kiedy nagle pojawiła się ona tyrpał mnie w ramie, przez co w pierwszej chwili chciałem ją uderzyć no co myślałem że któryś z kumpli. 



-Ty palisz? * spytała zszokowana




-Co nie wiedziałaś?, przecież wiecznie mi powtarzasz że palenie…. O kurwa przepraszam ty tego nie pamiętasz, bo przecież wymazałaś wszystko na mój temat!! * odparłem nie co zażenowany, bo wiedziałem że zamierza zrobić mi wymówkę.



-Nie powinieneś palić to szkodliwe, i kiedyś możesz nie mieć przez to Dzieci.




-Spokojnie matko moich dzieci,  będziemy mieć ich na tyle że będziesz mieć dość. * odparłem by rozładować to napięcie między nami.



-Ross



-Słucham Cię w czym problem.



-Ja, ja przepraszam za to że nas wymazałam że Cię nie pamiętam i że…



-Tak, stwierdziłaś Ross Lynch nie żyje. Tak było lepiej, ale teraz słuchaj * wypuściłem fajkę na ziemie*

Gdybym ja był na Twoim miejscu, nigdy nie wymazał bym miłości życia, ani przyjaciół bo to jedyne osoby które są i będą zawsze. A ty to zrobiłaś....



-Przecież mój wypadek nie był specjalnie!



-Specjalnie, nie specjalnie Laura, nie powinnaś powiedzieć po nim ,, Nie nie chce znać przeszłość’’




-To co miałam cierpieć!



- Laura, ja chciałem być z Tobą. !!! A skąd wiesz że byś cierpiała!* teraz i ja krzyknąłem



-Bo czuje, czuje że przez ciebie cierpiałam!



-Ah tak, zabawne bo jest całkiem odwrotnie! * odparłem po czym obróciłem się na pięcie i zostawiłem ją samą. Ale ona nie dawała mi za wygraną



-Ross, proszę Cię



-O co mnie prosisz? * spytałem nie rozumiejąc jej już totalnie



-Nie zmuszaj mnie do tego, czego nie chce. To zachowanie na Hali… Ja wierze, wierze w to że kiedyś się kochaliśmy, że byliśmy dla siebie ważni ale teraz tego nie ma.



-I to wszystko dzięki Tobie.



-Może kto to wie, ale teraz jest Noah, i chce by tak zostało.



-Kocham Cię Lauro, Mario Marano * odparłem po czym odwróciłem się do niej plecami i szedłem w kierunku swego samochodu, to tylko tyle ile mogłem sobie pozwolić na chwilę obecną.