Rozdział 120 ,,A ty za to świetnie udajesz * odparł i w tym samym momencie pocałował mnie a ja odwzajemniłam pocałunek. Jak to my kiedy cokolwiek robiliśmy wszyscy jednocześnie się na nas gapili ale my czuliśmy się tak jakbyśmy byli tylko my i nikt więcej. Kiedy piosenka się zakończyła znów musnął me usta a ja odwzajemniłam pocałunek. '' By Ross Lynch

Miesiąc później…

 

Laura Marano




 

Zaczęło się mój poród a ja myślałam tylko o nim….Wróciło wszystko w chwili kiedy wylądowałam w szpitalu po pierwszym mocnym skurczu. Zadzwoniłam po Caluma, Raini i Delly którzy mieli być lada moment na lotnisku. Zabawna sprawa bo ja pojechałam z tatą po nich i wtedy to się stało…




-Tato tato wody mi odeszły...



-Jakie wody przecież nie pada* odparł po czym wydał się na cały samochód. * dzwoń po matkę dzwoń po matkę !!!



-Tato uspokój się jedziemy na porodówkę a ja w tym czasie zadzwonię po mamę by wszystko załatwiła.



-A jeśli urodzisz w aucie?



-Nie urodzę powstrzymam się * odparłam do niego wtedy spojrzał na mnie i uśmiechnął się do mnie. Ja również się do niego uśmiechnęłam. Podłożyłam pod tyłek kurtkę by nie ubrudzić siedzenia w aucie a on pędem ruszył w stronę szpitala. A teraz no cóż mówiłam że Chris tak szybko nie pojawi się na świecie i chociaż moim przyjaciele nie są świadomi tego że rodzę. Założę się że Calum wszedł by do pilotaży zabrał ich miejsce i leciał jeszcze szybciej niż można. W tym czasie Raini krzyczała by w niebo głosy że pierwsze dziecko z paczki właśnie wychodzi na świat. A Delly wybierała by pierwsze ubranie dla dziecka. Boże co za ludzi mam przy sobie, dlatego moje myśli popłynęły do tego wspomnienia.







 

 Był bal, bal na którym tańczyłam z Rossem.

 

-mogę Panią prosić do tańca.? * Zaśmiałam się prawie chciałam by uwierzył że nie chce z nim tańczyć chociaż bardzo tego chciałam. Wyciągnął dłoń w moją stronę, podałam mu ją i weszliśmy na scenę.



-Świetny dobór piosenki * odparłam kiedy obrócił mnie tak bym wylądowała w jego ramionach.






-A ty za to świetnie udajesz * odparł i w tym samym momencie pocałował mnie a ja  odwzajemniłam pocałunek. Jak to my kiedy cokolwiek robiliśmy wszyscy jednocześnie się na nas gapili ale my czuliśmy się tak jakbyśmy byli tylko my i nikt więcej. Kiedy piosenka się zakończyła znów musnął me usta a ja odwzajemniłam pocałunek. Po czym wziąłem  ją za rękę i wyprowadziłem  z imprezy.



-Co robisz?, przecież tak nie można..


-Bo co?



-Bo gówno?



-Oho Laura Marano się odezwała.



-Udawanie, a prawda to dwie inne rzeczy.



-Aha tak?, chcesz żeby nam uwierzyli czy chcesz im powiedzieć prawdę?



-A co jak się zakocham?



-To wybijesz sobie mnie z głowy…



-Ross matole nie mówię o Tobie. Tylko o kimś innym…



-Zabawna jesteś.



-Ty też * odparłam i w tej samej chwili wylądowałam na szafce szkolnej. Nie mogłam się ruszyć. Nawet tego nie chciałam. Spojrzałam na niego a on na mnie, za bardzo nas ciągnęło do siebie za bardzo. Musnęłam jego usta i tym razem to on pocałował mnie dłużej i intensywniej. Wróciłam do swego życia codziennego bo usłyszałam krzyki na korytarzu. Tylko te kilka osób mogło się tak zachować. Zaśmiałam się przez co dziewczyna leżąca ze mną na Sali spojrzała na mnie jak na idiotę. Wbiegli do pokoju wpadając do niego jak nie grzeczne dzieci.



-Oj przepraszamy * odparł zawsze dobrze wychowany Cal.



-Dzień dobry * odparły dziewczyny po czym usiadł po obydwóch stronach mojego łózka. Cal podszedł na spokojnie po czym pocałował mnie w usta. Tak wiem wydaje się to dziwne ale postanowiłam dać mu szansę i założyć z nim tą fikcyjną rodzinne. Przynajmniej z myślą o małym który nie zrobił nic złego. A Delly i Raini akceptowały te poświecenie i starały się jak mogły by zrozumieć to jak się należy.



-jak się czujesz? * zapytał wyciągając misia do mnie. Wzięłam go od niego i zaśmiałam się. Na misiu było imię dziecka.



-Pierwsza zabawka * odparłam uśmiechając się czulę do niego.



-Będzie miał mnóstwo zabawek, spokojna głowa  jak wyjdziesz ze szpitala pokój dziecka będzie gotowy.



-Już się boję * odparłam przez co Cal i Raini zaśmiali się.



-No to jak się czujesz? * powtórzył pytanie chłopak



-Dobrze, mam wrażenie że młody dzisiaj w końcu wyjdzie



-Wiesz ja bym się  nie spieszyła na jego miejscu. Tam ma cieplutko, basen darmowy jedzenie pod dostatkiem więc po co * odparła Raini po czym wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Nie wiem kiedy tak dokładnie dostałam znów silnych skurczy ale po chwili a może po dwóch jak nie lepiej wyszedł na świat Chris. Przez co zrozumiałam że to nie może być Chris. Dziewczyny wyszły napić się kawy a ja i Calum zostaliśmy sami.



-Wygląda jak jego mniejsza  kopia * odparł chłopak a ja cieszyłam się że nie owija w bawełnę.



-Masz rację, i nie wygląda wcale jak Christofer. * odparłam  * Wygląda jak syn swego ojca Benjamin * odparłam a chłopak się do mnie uśmiechnął w tej samej chwili Ben uścisnął jego dłoń.



-Chcesz, chcesz nazwać go…



-Ben, uważam że ojcem nie zostaje ten kto zrobi i ucieknie lecz ten kto nie zrobi  a zostanie * odparłam i wtedy poczułam że tak powinno być zawsze to Cal poczuł się jak ojciec to Cal był przy mnie w tym najgorszym miesiącu mojego życia. Przyjął pod dach kobietę w ciąży. Zaopiekował się nią. I chociaż jednocześnie studiował i pracował znalazł czas by być przy mnie. A doskonale wiedziałam że Ben chodził mu już na myśli od dawna więc dlaczego nie dać na imię synowi tak jak chce on.



-Kocham cię malutka, jesteś wielka ! * odparł więc ja wiedząc że tym razem nie kłamię go odparłam.



-Ja też Cię kocham Calum * przytyliśmy się do siebie i w tej samej chwili weszły do pokoju moje wariatki. Widząc jak piszczą przytulają mojego synka i gratulują porodu poczułam że mam cudowną rodzinę którą kocha mnie i mojego syna.